Film Koczanowicz nie ma linearnej fabuły, ani bohaterów w tradycyjnym znaczeniu. Składa się z ciągu epizodów z codziennego, polskiego życia. Milicja poluje tu na Bogu ducha winnych przechodniów, lecz na murach wiszą już wyborcze plakaty "drużyny Lecha". Ledwie spod pomnika Dzierżyńskiego odjechały limuzyny z wieńcami, a już posąg "wielkiego rewolucjonisty" wisi na dźwigu niczym na stryczku. Wciąż po wszystko stoi się w kolejkach i wszystkim marzy się, by dostać "po równo", a już Janusz Korwin-Mikke obwieszcza kres socjalistycznej "urawniłowki". Przewodnikami po tym zwariowanym i ironicznym świecie jest dwóch literatów, komentujących dookolną rzeczywistość. "Kraj świata" to w równej mierze satyra na epokę "komuny", jak i "Solidarności". Na miejsce dawnej głupoty przychodzi nowa. Gorzki, ironiczny, bezkompromisowy film.